We wtorek pojechałyśmy ponownie na Kampus. Chciałyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o naszych zajęciach. Nauczyciel przedstawił nam co jest możliwe do zorganizowania. I tak wiele z tych zajęć okazało się fikcją. Powiedział: Stworzyliśmy dla Was specjalne zajęcia, które w zasadzie nie istnieją. A więc będziemy umawiać się indywidualnie i pewnie coś pisać czy czytać. Mi tam to odpowiada. Bez zajęć, będziemy spać dłużej, leniuchować pół dnia w domu - pełen relaks. Cały dzień przeminął bardzo szybko, praktycznie nic się nie działo, oprócz błogiego lenistwa.
W środę wstałyśmy bardzo późno. Obejrzałyśmy całkiem dobry film: Bad teacher. Następnie stwierdziłyśmy, że trzeba ruszyć dupsko. Wybrałyśmy się do centrum. Po drodze bardzo zgłodniałyśmy więc wstąpiłyśmy na szybkie co nie co w Burger Kingu. Najgorsze okazało się, że oni za nic nie potrafią angielskiego. Nawet nie znają podstaw takich jak - jeden, dwa... Z pomocą przyszło kilku sprzedawców, ale dalej nic. W końcu poprosili jakiegoś klienta (chłopaka wyglądającego na studenta), który przetłumaczył, że dwa chicken kingi. Pytali się czy chcemy coś do picia, ale my chciałyśmy tylko tą KANAPKĘ! Po wielkich wysiłkach podali nam nasze jedzenie, oprócz kanapki dostałyśmy cole i frytki. Czyli nabili nam zestaw. Na szczęście okazał się bardzo tani - więc obiad mamy dzisiaj z głowy :) W drodze powrotnej kupiłyśmy wiele produktów, jutro będą naleśniki z czekoladą i bananami, ciekawe czy nasi współlokatorzy je lubią?